bjag

napisał o Raid

Indonezyjskie kino akcji wysokich obrotów i podwójnego rozczarowania. Pierwszy akt przez dobrych kilkadziesiąt minut igra z formą. Brutalna egzekucja w wykonaniu głównego badguya zapowiada wystawienie wrażliwości widza na ciężką, choć starannie wyreżyserowaną próbą. Pierwsze starcia antyterrorystów z „dresami” w mrocznym wieżowcu przywodzą na myśl filmy z zombiakami. „Atak na posterunek 13” skrzyżowany ze „Świtem żywych trupów”? Niestety nie. Formuła survival horroru rozmywa się szybko jak sen niezłoty. Drugi akt przypomina południowowschodnioazjatycką wariację „Szklanej pułapki” z dwoma równorzędnymi bohaterami. I gdyby tylko utrzymano ten ton do końca, byłoby dobrze. Niestety, w akcie trzecim następuje kolejna gatunkowa wolta, która strzela scenariuszowi w głowę. „Raid” zamienia się bowiem w tępe łubudu z absurdalnym, zbędnym zwrotem akcji i długą sekwencją walki wręcz, znakomitą w sensie technicznym (jak zresztą wszystkie pozostałe), ale pasującą do ciągu wydarzeń jak pięść do nosa.

Dwójka jest lepsza, kilka ze scen kontynuacji to czyste filmowe złoto, a ja nawet nie lubię kina akcji ;)