bjag

napisał o Głupi i głupszy

Powtórne oglądanie „D&D;” należy niewątpliwie do przyjemności z gatunku „guilty pleasure”. Gdy byliśmy dzieciakami, głupie gagi kurczyły nasze przepony co kilka minut. Dzisiaj okazuje się, że reżyserski debiut Farrellych trzyma co prawda skatologię w ryzach, ale szczery śmiech wywołuje zdecydowanie rzadziej niż sugerują wspomnienia. Natężyłem więc uwagę, by odnaleźć klucz, który pozwoliłby mi powiedzieć o nim – na przekór tytułowi – coś rozsądnego. Fajny trop pojawia się pod koniec pierwszego aktu, gdy Lloyd ubolewa nad swoim nędznym życiem. Jednak zaduma ustępuje zaraz miejsca drogowej błazenadzie połączonej z opowiastką o przygłupich Kopciuszkach. Więc czy warto skusić się na powtórkę? Tak! „D&D;” powstał w chwili, w której lata 90. zbliżały się do apogeum. To się czuje, nie tylko za sprawą popu w stanie czystym, który film zilustrował. Poza tym odnajdziemy tu kilka solidnych scen i znakomity aktorski duet. Doceńmy te zalety, gdyż ćwierć wieku później głupie komedie są o niebo głupsze.