bjag

napisał o Sicario

Kolejny wybrakowany film od Villeneuve'a. Kanadyjski reżyser przypomina ślepego boksera: umie wyprowadzić potężny cios, ale nader rzadko trafia w cel. Zdumiewa mnie, że rzemieślnik o tak świetnym warsztacie co rusz rozbija się na scenariuszowych mieliznach. Jeszcze bardziej dziwi, iż wielbicielom twórczości Kanadyjczyka nie przeszkadzają fabularne głupoty, którymi obrywamy po głowie co dwadzieścia minut. W „Sicario” już na wstępie zostajemy uraczeni pomysłem, którego ewidentnym celem jest zaszokowanie widza, lecz który skłania raczej do popukania się w czoło. Hitchcock zalecał rozpoczynać filmy od trzęsienia ziemi, ale oczywistym dlań było, że wstrząsom scenariuszowego gruntu nie wolno naruszać logicznych fundamentów. Tymczasem Villeneuve nie widzi problemu w poświęcaniu raz za razem zdrowego rozsądku na rzecz napięcia i zwrotów akcji – siłą rzeczy zupełnie w takim ujęciu nieprzekonujących. W rezultacie dostaliśmy pokraczny miszmasz ospałego filmu akcji i naiwnego dramatu sensacyjnego.