bjag

napisał o Pod opieką wiecznego słońca

W latach trzydziestych w ZSRR też panował zamordyzm, ale ludzie przynajmniej mieli kulturę. Ocenzurowaną, lecz mimo wszystko z humanistycznym ciężarem. W Korei Północnej nie ma nawet tego. Nieprzerwana indoktrynacja pochłania cały czas wolny obywateli. Tak właśnie twierdzi Witalij Manski, rosyjski dokumentalista, który za zgodą północnokoreańskich władz pojechał z maleńką ekipą kręcić film o roku z życia małej Zin-mi. Wiedział, że przydzielą mu „opiekunów”, wiedział, że Wielki Brat pilnować będzie każdego kadru, ale nie sądził, że reżim zaplanuje jego rękami nakręcić ordynarną propagandówkę. Zdenerwował się i postanowił przechytrzyć partię. Filmował z ukrycia kulisy oficjalnych, zaaranżowanych scen, a potem jego asystentka podmieniała w toalecie karty pamięci. Na ekranie widzimy więc głównie koszmarnie nudną propagandę – lekcje, wiece, akademie – spod której przeziera groteskowa rzeczywistość 25 milionów ludzi-marionetek. Mocna rzecz, choć mimo wszystko przydałyby się skróty montażowe.